ADORE LA - soczysty, urodzinowy quilt dla Mary

6/21/2018 Made by Wera 2 Comments


Pamiętają to już tylko najstarsi górale, ale kiedyś wspominałam o szyciu sukulentowej kołderki na prezent urodzinowy dla mojej przyjaciółki. Kołderkę uszyłam na czas (początek lutego!), znów problematyczne okazało się uwiecznienie jej na zdjęciach. Prób było kilka, jedne kończyły się pijaństwem, inne po prostu okrutnym lenistwem, ale udało się. Oto ona.



WIECIE JAK NIE WYMIĄĆ KOŁDERKI W TRANSPORCIE???

Zacznijmy od początku. Ten wzór nosi nazwę Adore La i jego autorem jest Angela Pingel. Instrukcję szycia, wraz z szablonami możecie bezpłatnie pobrać na stronie robertkaufman.com. W oryginalnym projekcie quilt uszyty jest z jednobarwnych tkanin, ale ja postanowiłam trochę z nim zaszaleć.

Punktem wyjściowym była kolorystyka wnętrza. U Mary w salonie panują dosyć soczyste kolory i odważne wzory. Do tego chciałam, żeby quilt w jakiś sposób nawiązywał do zeszłorocznego prezentu - patchworkowej, falistej poduszki, którą możecie zobaczyć w tym wpisie. Zależało mi na kolekcji tkanin w soczystych odcieniach zieleni i żółtego z organicznym motywem. Padło na succulence od Art Gallery Fabrics. Dobrałam to tego tłustą ćwiartkę połyskującego różu Shimmer Reflection Peach od Michaela Millera.

Już w nowym domu!

Osobiście jestem absolutnie zakochana w tych kolorach i wzorach! Mogliście już zresztą zobaczyć uszytą przeze mnie poszewkę z resztek w jednym z poprzednich wiosennych wpisów
Wracając do quiltu... Trochę drunkards path, a reszta gładkie tło... Pójdzie szybko i bez problemów. Czyżby?

Ooops!

Było więc kilka poprawek (musiałam spruć pół quiltu...), ale ostatecznie udało się ogłosić pełen sukces - top był gotowy. Top topem, ale co dalej? Pikowanie śniło mi się po nocach. Serio. Ja wiem, że dla niektórych jest to najprzyjemniejsza część, dla mnie jest to zawsze trauma. Pomijając moje wątpliwe umiejętności przesuwania tej zawsze za dużej płachty pod maszyną, to sesję pikowania zawsze skutkują u mnie migreną. Pewnie źle siedzę, za bardzo się staram i napinam mięśnie karku... Jakkolwiek by to sadomasochistycznie nie zabrzmiało, to ostatecznie czuję jednak jakbym wykonała kawał ciężkiej fizycznej roboty, co daje pewną bolesną satysfakcję.


A więc pikowanie. Tak, tak - w końcu oświeciło mnie kiedy siedziałam w wannie, a jakże. Geometryczny chaos z wolnej ręki na tle, a na liściach coś bardziej roślinnego. Te geometryczne wzory pikowało się super, do tego w ekspresowym tempie! Początek trochę nerwowy, ale jak już zapełniłam kawałek, to bardzo spodobał mi się uzyskany efekt zmiętej chusteczki. 


Niby mogłam pojechać tak też po liściach, ale na liście specjalnie dobrałam nitki w pasujących kolorach. No i się zaczęło tak zwane quilting to death... Złapałam fazę, a potem już było za późno, żeby się wycofać. Ostatecznie tło, czyli jakieś 80% quiltu, przepikowałam w mniej więcej godzinę. Liście zajęły mi kolejne 3 wieczory...


Każdy liść dostał swój własny, wyjątkowy motyw, a kontur zaznaczyłam ciemnozieloną nitką od lewej strony (od plecków kołderki). Powiem tak: jestem dosyć zadowolona z tego jak wszystko wyszło, jak nitki się wtopiły w kolorowe wzory na przedniej stronie, z ogólnej faktury jaką uzyskałam. Dosyć zadowolona, ale nie zwalona z nóg. Nie wiem czy Wy też tak macie, że prawie zawsze pod koniec pracy zostaje niedosyt? W sumie nie jestem specjalnie doświadczona quilterką, może to po prostu przyjdzie z czasem?
Mary - moja obdarowana przyjaciółka - ukochała sobie tę kołderkę. Dostała też w gratisie resztkową poszewkę, o której wspominałam wcześniej. Pomimo, że męczy mnie trochę świadomość, że może mogłam pewne rzeczy lepiej przemyśleć i uszyć, to największa satysfakcja płynie z faktu, że Mary się podoba :) 


You Might Also Like

2 komentarze:

  1. Hej!
    Zacznę od tego, że strasznie mi się podoba efekt zmiętej chusteczki.
    Nie mam wielkich doświadczeń w pikowaniu, ale doskonale rozumiem poczucie wykonania ciężkiej, fizycznej pracy. Doświadczam go niekiedy po zrobieniu dziurek w gotowej odzieży za pomocą mojej maszyny wieloczynnościowej. Napinam się tak, że chyba nawet ona czuje stres :D
    Fajny motyw i świetnie dobrane tkaniny - moje serce skradła lamóweczka! Wielbię takie szczegóły.
    Dość długo omijałam blogi o szyciu szerokim łukiem, żeby mi się czasem czegoś ambitniejszego w tym zakresie nie zachciało - Twój wpis potwierdza moje obawy, gdyż już mi się przypomniało, że w sumie potrzebuję narzuty na łóżko. Ale stop, stop, dość. Zostanę przy podziwianiu i westchnieniach, że może kiedyś znajdę czas i determinację na oswojenie pikowania jako takiego.
    Ja się czuję zwalona z nóg, kiedy na te meandry ściegów patrzę.
    Ps. W czasach mojego krawieckiego bloga najtrudniejsze były sesje zdjęciowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialna kołderka. Pikowanie rewelacja. Te dwa połączone rodzaje pikowania dają niesamowity efekt. Szczerze podziwiam umiejętności, kreatywność no i cierpliwość oczywiście. Jestem w tym temacie zupełnie zielona, choć bardzo chciałabym pewnego dnia poznać tajniki tworzenia tak pięknych rzeczy. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń