DOMOWE HAUTE COUTURE - proste spodnie z Burdy (4/2000)

7/30/2017 Made by Wera 6 Comments


Witam po małej przerwie. Czy ktoś tu jeszcze zagląda? Chwilę mnie nie było, ale stała się rzecz bezprecedensowa - otóż skończyłam szyć wszystkie rzeczy zapowiedziane w ostatnim dzienniczku! Już za niecałe dwa tygodnie udajemy się na zasłużony (a jakże!) urlop i moim mocnym postanowieniem jest opublikowanie wszystkich zaległych notek przed wyjazdem w góry.

O chęci uszycia spodni pisałam we wspomnianym dzienniczu. Model 112 podobał mi się od zawsze. Pamiętam, że kupiłam tę Burdę w 2000 roku, kiedy zaczynałam swoją przygodę z szyciem i już wtedy miałam na niego oko. Potem szycie zarzuciłam na długie lata, aż tu nadszedł dzień na powrót zapośredniczony. 
Kiedy zaczynałam przygodę z szyciem byłam bardzo niecierpliwym człowiekiem. Liczył się szybki efekt, nie obchodziło mnie za bardzo co się dzieje po lewej stronie... Jak łatwo się domyślić efekty pracy były dosyć marne i krótkotrwałe. Jedyne co mi zostało po tych szalonych przygodach z igłą i nitką, to sztruksowa kurtka ramoneska, która jest (jak na moje ówczesne możliwości) całkiem przyzwoicie uszyta i po prostu nie miałam serca jej wyrzucić. Postaram się ją kiedyś zaprezentować w jakimś sentymentalnym wpisie, w którym poużalam się nad mijającym czasem i swoją pogłębiającą się starością. 
Wracając jednak do spodni - model bardzo prosty: dwa przody, dwa tyły i dwuczęściowy karczek. Żadnych zaszewek. Z boku prosty kryty zamek. Nogawki proste, szerokie. Chciałam w końcu uszyć coś błyskawicznie, a więc ten wykrój to istny ideał! 

DOMOWE HAUTE COUTURE

Z szyciem udało mi się uwinąć w rekordowym tempie, bo prawie w jeden dzień. Mówię prawie, bo kroiłam materiał dzień wcześniej, a odszycia karczków przyszywałam ręcznie do lewej strony dzień później. Jak na mnie to i tak rekord. Spodnie o tak prostym kroju oczywiście można uszyć i w godzinę, ale ten etap mam już za sobą. Szyję, bo chcę mieć ładne rzeczy dobrej jakości, w których przestanę chodzić, bo z wiekiem zamienię się w człowieka ciastolinę i przestaną dobrze na mnie leżeć, nie zaś ciuchy, które sprują się na wieszaku od samego patrzenia. Dzisiaj taka jakość to prawdziwy luksus, ale skoro już sama szyję, to czemu sobie go odmawiać?
Materiał na spodnie, to bawełna z domieszką lnu. Grube wątki, luźny splot, z brzegów ciągną się nitki, kiedy zbyt mocno się na nie dmuchnie. No i ta bawełna z lnem... Przyznam, że spędzała mi sen z powiek wizja spodni po paru wyjściach, z powyciąganym, workowatym zadkiem i zagnieceniami nie do rozprasowania. Tutaj bardzo pomocny, a wręcz zbawienny okazał się wpis na blogu Couture et Tricot, gdzie spodnie o podobnym, luźnym kroju wzmocnione zostały jakby wewnętrznymi spodenkami z jedwabnej organzy.

Ah ta magiczna jedwabna organza! Nie mogę się jej nachwalić. Czymże byłoby szycie bez niej, kiedy raz już człowiek jej doznał? :) Te dodatkowe, wewnętrzne portki w kolorze lila sprawią, że wierzchnia warstwa spodni nie będzie się wyciągać i zredukuje ilość brzydkich zagnieceń. Organza jest bardzo cienka i lekka. Nie obciąża spodni, choć nadaje im strukturę, oraz chroni przed odznaczaniem się bielizny. 
Dzięki skrojeniu brzegów nogawek wzdłuż fabrycznie wykończonego brzegu tkaniny, nie muszę się martwić o to, że tę dodatkową warstwę będzie widać z zewnątrz. Taki zabieg eliminuje też problem strzępiących się, niewykończonych brzegów. Sprytne, prawda?

Ponieważ tkanina wierzchnia tak bardzo się strzępiła, postanowiłam zostawić aż 2 cm zapasów na szwy. To był strzał w dziesiątkę. Tym sposobem udało mi się pięknie zamknąć wszystkie szwy, a dzięki dodatkowej warstwie organzy środkowy wewnętrzny szew jest zabezpieczony bez żadnego dodatkowego szycia po prawej stronie. Poniżej zobaczycie cały proces.
Na początku oddzieliłam jedną warstwę organzy od pozostałych zapasów, które skróciłam do ok 7 mm. Organzę ponacinałam przy łukach do głębokości przyciętych zapasów szwów i zaprasowałam na nie. Na zdjęciu widzicie tak zaprasowane zapasy organzy przypięte szpilkami.

Następnie dla wygody złapałam wszystko fastrygą i obcięłam pozostały nadmiar organzy wzdłuż maszynowego ściegu. Na zdjęciu wciąż jeszcze widać te nieokiełznane farfocle.
Na koniec zaprasowałam cały zapas tą przyciętą, niewykończoną krawędzią organzy do wewnatrz i złapałam tak przygotowany brzeg ściegiem zakopiańskim (herringbone stitch) do samej nogawki z organzy. 

Poniżej widać fragment wewnętrznego szwu. Jak możecie zauważyć, nie ma żadnego dodatkowego szwu od prawej strony. Ten luźny karczek okiełznałam ręcznym, niewidocznym ściegiem na płasko od lewej strony.


Nie jestem pewna, czy cokolwiek zrozumieliście z mojej pisaniny, ale mam nadzieję, że jesteście w stanie połapać się w sytuacji dzięki zdjęciom.
Przy odszyciu karczków postanowiłam zaszaleć i wykorzystałam fragment pasiastej bawełny na patchworki. Przy wszywaniu lamówki użyłam po raz pierwszy w swojej karierze stopki do szycia w szwie i jestem zachwycona efektem - szew wyszedł perfekcyjnie! Okazuje się, że znajomość narzędzi, z którymi się obcuje na prawdę popłaca :)

Myślę, że mogę śmiało polecić ten model spodni. Są one na prawdę bardzo proste i wdzięczne w szyciu, a uszyte z odpowiedniej tkaniny wygodne i idealnie zwiewne na letnie dni. Kiedy je zakładam mam ochotę iść na długi spacer brzegiem morza... albo oceanu... na przykład gdzieś w Portugalii. Chwilowo zadowalam się jednak brzegiem Wisły ;)

***
Na koniec zdjęcia. Całe dwa. Podczas ich wykonywania ucierpiała moja godność osobista, a Łukasz doznał uszczerbku na zdrowiu psychicznym. W przyszłości postaramy się bardziej! Na razie jest jak jest.


You Might Also Like

6 komentarzy:

  1. Spodnie rewelacyjne, perfekcja jak zawsze. Fajnie że okazałaś, szczegóły z szycia, widać ile pracy włożone. Wyszło cudownie i ten aparat, zdjęcia piękne i stylowe. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję Aneto! Moją ulubioną częścią blogowania jest dzielenie się tym co, jak i dlaczego uszyłam tak, a nie inaczej ;) To trochę jak dzielenie się całym doświadczeniem podroży.
    To mój ulubiony aparat, wciąż sprawny! W dawno nie aktualizowanej zakładce "fotografia" są dwa zdjęcia zrobione właśnie przy jego pomocy ;)
    Pozdrawiam i życzę udanego poniedziałku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne te spodnie, ciągle oko mi się zatrzymuje na tym odszyciu paska, ślicznie wykończone :-)
    Fajny patent z wewnętrzną warstwą, ale pracy dodatkowej przysporzył. Wierzę że warto było.
    Boję się tego fasonu, obawiam się że nie mając odpowiednich proporcji można w nich wyglądać z lekka kwadratowo :-) Dlatego skupię się na razie na podziwianiu spodni na Twoich fotkach, ech. Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Wcale nie tak dużo dodatkowej pracy ;) Wystarczy odrobina wprawek w ręcznych ściegach, a spodnie powinny przeżyć więcej niż jeden sezon!
      Fason rzeczywiście może być ryzykowny. Sama się troszkę obawiałam jak to będzie przy moim wzroście i czy nie zrobić długości "do szpilek", ale ostatecznie jest lato i wygrała wygoda :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Pięknie odszyte spodnie i świetnie się w nich prezentujesz :) Bardzo lubię mieć wszystko ładnie wykończone, także pod podszewką, ale daleko mi do Twojego mistrzostwa :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa dziękuję bardzo, ale mnie do mistrzostwa też jeszcze daleka droga! :)
      Prawda jest taka, że ten krój jest bardzo prosty, łatwo zaplanować wszystkie kroki i nic nie powinno zaskoczyć! Najbardziej luksusowym elementem jest tutaj jedwabna organza, którą może być troszkę trudniej znaleźć w przyzwoitej cenie, a szycie z niej jest dosyć wdzięczne ;)
      Dziękuję za miłe słowa <3 Miód na mą duszę :)

      Usuń